sobota, 20 października 2012

Gozu: gangsterski teatr grozy (2003) - Azjatycka szkoła surrealizmu

A ja myślałem, że Tetsuo i Hausu to jakieś wyjątki.

Ten amalgamat surrealistycznego horroru, czarnej komedii i filmu gangsterskiego (!!!) jest bardzo solidnym kandydatem do wszelakich rankingów typu: ,,The Weirdest Movies I've Ever Seen". 
Początkowe kadry przypominają odrobinę japońską wersję Ojca chrzestnego, ale, jak łatwo się domyślić, obdarzony chorą wyobraźnią Takashi Miike mami nas w sadystyczny sposób - co gorsza, z wyczuwalną frajdą.

Fabuła traktuje o uwikłanych w konflikt bez wyjścia braciach. Jeden ma bowiem zginąć z ręki drugiego. Ckliwa historia bardzo szybko zamienia się w somnambuliczne dziwactwo, które zaskoczy nawet obytego z azjatyckimi odlotami odbiorcę.

Chlebem powszednim Gozu są nieustanne przejaskrawienia, dziwaczne zbiegi okoliczności i absurdalne postacie i potwory. Oblepione obrzydlistwami uniwersum cechuje się do tego turystycznym zacięciem, nieustannie prowokując naszego protagonistę - Minamiego, do eksploracji.

Seans absolutnie odradzam wrażliwszym widzom. Nie ma tu może tyle brutalności, co w innych dziełach twórcy (choćby Ichi The Killer), ale niektóre sceny mogą autentycznie zniesmaczyć. Ponadto techniczna realizacja całej tej makabry jest wzorowa - od fantastycznych ujęć, po budowanie napięcia. Jeśli wam to niestraszne, to warto (a nawet trzeba!) się skusić. Oprócz poplątania jest to też piękna historia o miłości (sic!), poszukiwaniu swojego miejsca i sensu życia (te podskórne frazesy również nadają produkcji uroku). Tylko pamiętajcie, że miłość w przypadku Takashiego Miike wiąże się np. z rozczłonkowaniem.

Ocena : 9/10     Nie puszczajcie tego dzieciom.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz