piątek, 26 października 2012

Pink Floyd - urzekająca nieprzewidywalność

Imponująca synteza psychodelii, eksperymentu i progresji.

Zespół raczył nas (z krótkimi przerwami) swoją twórczością przez 29 lat - 1965-1994 - i, jak łatwo się domyślić, nie obyło się w tym czasie bez zawirowań personalnych. Na pierwszym krążku wokalistą był Syd Barrett, którego rolę w kolektywie bardzo szybko przekreśliły jednak problemy z narkotykami (koncertowymi wyskokami przebijał momentami Jima Morrisona z The Doors), co zmusiło muzyków do znalezienia jego następcy już po trzech latach od dnia założenia grupy. Idealnym kandydatem okazał się David Gilmour, współodpowiedzialny od teraz (wraz z Rogerem Watersem) za partie śpiewane. Obaj panowie ubarwiali też utwory charakterystycznym, okrzykniętym dziś jako floydowskie właśnie, brzmieniem gitary, a ostateczny skład uzupełniali Richard Wright (głównie instrumenty klawiszowe) i Nick Mason (tętno kapeli - perkusista). 

Obok walorów stricte muzycznych, dorobek Brytyjczyków wyróżnia się wartościowymi tekstami i ekscentrycznymi pomysłami, często wprowadzanymi w życie poza studiem nagraniowym, tak jak w przypadku występu bez audytorium w ruinach Pompejów czy odgrodzenia się od publiczności burzonym pod koniec widowiska murem (implementacja na koncertowy grunt konceptu z The Wall). Utrzymanych w podobnie eksperymentalnej estetyce zabiegów można znaleźć w ich twórczości jeszcze sporo i choć nie czynią one może tych poszukujących muzyków (z naciskiem na Rogera Watersa) innowatorami na miarę Grotowskiego w teatrze czy Wellesa w kinie, z pewnością na zawsze zapiszą się, ba, już się zapisały, złotymi zgłoskami w pamięci melomanów.

Rekomendacje zaczynam od moich 10 ulubionych płyt, z telegraficznie zarysowanym kontekstem każdej:
1.The Dark Side of the Moon (1973) - wybitne konszachty rocka progresywnego z psychodelią
2.Wish You Were Here (1975) - melancholijny, art-rockowy hołd dla Syda Barretta
3.The Wall (1979) - ambiwalentna rockowa opera
4.Meddle (1971) - arcydzieło w budowaniu napięcia, uwielbiam oczekiwać na kulminacje
5.The Piper at the Gates of Dawn (1967) - psychodeliczny kocioł, no i mamy Barretta
6.Animals (1977) - eksperyment w orwellowskim duchu
7.The Division Bell (1994) - nowe, melodyjne oblicze
8.A Saucerful of Secrets (1968) - niekonwencjonalność w pełnej krasie
9.Atom Heart Mother (1970) - flirt z monumentalnością
10.A Momentary Lapse of Reason (1987) - pierwszy krążek po reaktywacji

Pora na single, rozpoczynając od tych mi najbliższych :

One of These Days / Seamus (1971) - 10/10
Time / Us and Them (1974) - 10/10
Have a Cigar / Welcome to the Machine (1975) - 10/10
Pigs (Three Different Ones) (1977) - 10/10
Comfortably Numb / Hey You (1980) - 10/10
High Hopes / Marooned (1994) - 10/10
Wish You Were Here / Coming Back to Life / Keep Talking (wyd. 1995) - 10/10

Arnold Layne / Candy and a Currant Bun (1967) - 9/10
See Emily Play / Scarecrow (1967) - 9/10
Money / Any Colour You Like (1973) - 9/10
Another Brick in the Wall, Pt. II / One of My Turns (1979) - 9/10
On The Turning Away / Run Like Hell (1987) - 9/10

Sprawdźcie również takie kawałki (dla mnie ósemkowe), jak : Flaming / The Gnome (1967), Apples and Oranges / Paint Box (1967), It Would Be So Nice / Julia Dream (1968), Let There Be More Light / Remember a Day (1968), Point Me at the Sky / Careful With That Axe, Eugene (1968), The Nile Song / Ibiza Bar (1969), Free Four / Stay (1972), Pigs on the Wing / Sheep (1977), Run Like Hell / Don't Leave Me Now (1980), Learning to Fly / One Slip / Terminal Frost (1987), Lost for Words (1994) i Take It Back / Astronomy Domine (wyd. 1994).

Zapraszam też wreszcie do zapoznania się z wyborną koncertówką - Pulse, a jeśli ktoś chciałby poczuć choć odrobinę bijącej z niej mocy na własnej skórze, polecam wybrać się na występ pojawiających się w Polsce dość często The Australian Pink Floyd Show. Oferują oni zaskakująco umiejętne - muzycznie i wizualnie, covery, co oczywiście nie zmienia faktu, że są jedynie wersją demo wielkiego oryginału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz