piątek, 28 czerwca 2013

Grand Theft Auto I, II, III, Vice City, San Andreas, IV - przegląd serii

Telegraficzne retrospekcje z krwawych gier miejskich.


Grand Theft Auto (1997) - Uroczy rzut izometryczny w 2D, rozpikselowana grafika, sandboxowy charakter i mnóstwo czarnego humoru przeplatanego brutalnością. Odrobinę idealizuję, ale mimo wielu wad (szczególnie uciążliwą - brak save'a) ta retro-arkadówka, jawiąca mi się w latach dziewięćdziesiątych jako wzorzec symulacji, odegrała w historii gier ogromną rolę. W jedynce ukonstytuowała się bowiem podstawowa, sukcesywnie rozbudowywana w kolejnych odsłonach serii macierz związana z gameplay'em - od wypełnionych przepyszną muzyką stacji radiowych po debiut kultowych dla milionów graczy lokacji (to właśnie tu po raz pierwszy pojawiają się Liberty City, San Andreas i Vice City). Parafrazując legendarnego w pewnych kręgach vlogera - kawał dobrego dzieciństwa. Do legalnego pobrania - tutaj.






Grand Theft Auto 2 (1999) - Umiejętne rozwinięcie mechaniki części pierwszej, z kluczowym novum w postaci umożliwienia graczowi zapisu bieżącego stanu gry. Oprócz tego, zdecydowanie większy nacisk położono na aspekt swobodnej eksploracji (to było coś!), odrobinę poprawiono grafikę (wciąż 2D), wprowadzono też nadający klimatu rytm dnia i nocy. Media wciąż bardzo krytycznie odnosiły się do tytułu, wznosząc larum o propagowaniu brutalności i psuciu młodych umysłów. Jakie ma to jednak znaczenie, jeśli produkcja dawała tyle frajdy! Również można pobrać - legalnie i za darmo.








Grand Theft Auto 3 (2002) - Po przeczytaniu entuzjastycznej (czyt. wypełnionej peanami) recenzji GTA III w CD-Action, niezwłocznie zaopatrzyłem się w pełną wersję, licząc na trójwymiarowe arcydzieło. I rzeczywiście, tytuł, zgodnie z obietnicami, zachwycił mnie wówczas ogromnym światem, wielowarstwową fabułą, wrażeniem nieograniczonych możliwości, cudownym soundtrackiem, fizyką, systemem jazdy, przełomowym w sandboxowym kontekście widokiem TPP i, a może przede wszystkim, żyjącym, wiarygodnym miastem. Okazjonalne bugi przy tym bogactwie były właściwie niezauważalne. Do dziś pamiętam więc swój lekki szok, gdy trójka, jedna z najlepszych i najważniejszych gier komputerowych w historii, już rok później została zdetronizowana przez... swoją kontynuację.





Grand Theft Auto: Vice City (2003) - Moja ulubiona część serii. Wirtualna topografia tytułowego miasta bazuje na Miami z lat osiemdziesiątych. Mamy więc plaże, palmy i dużo słońca, a oklepane już porównania do Miami Vice czy Człowieka z blizną są jak najbardziej zasadne. W tej atmosferze sterujemy głównym bohaterem - Tommym Vercettim, który po więziennej wpadce postanawia od zera budować swe gangsterskie imperium. Serwowany graczowi popkulturowy bricolage bardzo sprawnie łączy się tu z poważną, wciągającą intrygą, którą polecam zostawić sobie jednak na później, zatracając się początkowo w eksploracji i znakomitych zadaniach pobocznych. Ta gra jest po prostu synonimem rozrywki, dzięki czemu w moim rankingu wszech czasów sytuuje się na drugim miejscu, zaraz za niezagrożonym Heroes of Might & Magic III.



Grand Theft Auto: San Andreas (2005) - Przedstawiciele Rockstar Games nie próżnowali i wydali kolejnego kolosa. Produkcji zaimplementowano nowy, ogromny świat (miasto Los Santos), szereg urozmaicających rozgrywkę niespodzianek (choćby możliwość podróżowania rowerem) i pierwiastek RPG-owy (bohater więcej je - staje się grubszy, chodzi na siłownię - staje się silniejszy etc.). Tym razem sterujemy Carlem Johnsonem, a z racji tego, że protagonista jest czarnoskóry produkcja zebrała solidne baty od obrońców poprawności politycznej. W San Andreas dialogi obfitują zresztą w uliczny slang, co tylko podkręca specyficzny, gangsterski afro-klimat. Fabuła tradycyjnie wciąga, choć ogromne odległości między zleceniodawcami doprowadzają często do tego, że człowiek jeździ bezmyślnie po rozległych, okołomiejskich lasach i... się w tym zapomina. Sandboxowy prawie-ideał.



Grand Theft Auto IV (2008) - Koniec z komiksowymi, przerysowanymi NPC-ami - historia przenosi się w dorosłość. Sterujemy Serbem - Niko Bellicem, który przyjeżdża do Liberty City skuszony przez brata wizją ,,amerykańskiego snu". Jak łatwo się domyślić, obiecana sielanka to utopia, a fabuła niebezpiecznie szybko zaczyna oscylować wokół bałkańsko-rosyjskich porachunków. Szczególnie ewoluowała tu grafika, realistyczna i dojrzała, nie mająca nic wspólnego z nieco jednak cukierkowymi poprzednimi częściami. Oczywiście, można marudzić na ,,szaloną" kamerę, czyli efekt konwersji z konsoli na PC-ty, można też, tak jak bohaterowie popularnej przeróbki, obśmiewać przesadzone wymagania sprzętowe i absurdalne zabezpieczenia, ale nijak ma się to do meritum, gdyż gra jest absolutnie doskonała. Nie pozostaje nic innego, niż czekać na GTA V, które już widnieje na horyzoncie, zwiastując nieprawdopodobny potencjał.



Nie grałem w konsolowe bonusy w stylistyce Liberty City Stories (2005), więc nie będę tu o nich wspominał. Ze starszych produkcji, prześlizgnąłem się też tylko przez dodatek GTA: London, 1969 (1999).

Na sam koniec szybki wykaz ocen za poszczególne części (oczywiście, z dzisiejszej perspektywy, IV oferuje zdecydowanie więcej możliwości niż III, ale brałem pod uwagę moment wydania, ówczesne znaczenie etc.) :
1)Grand Theft Auto - 7,5/10
2)Grand Theft Auto II - 7,5/10
3)Grand Theft Auto III - 10/10
4)Grand Theft Auto: Vice City - 10/10
5)Grand Theft Auto: San Andreas - 9,5/10
6)Grand Theft Auto IV - 9,5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz