poniedziałek, 8 lipca 2013

Heineken Open'er Festival 2013, relacja - Dzień 1 (03.07)

Najlepsza edycja od 2008 roku.


Dawid Podsiadło - Kolejny po Monice Brodce, Ifi Ude i Olivii Annie Livki dowód na to, że udział w talent show nie jest równoznaczny z zaprzedaniem duszy mainstreamowemu diabłu. Materiał z debiutanckiej płyty równie dobrze zabrzmiał w wersji koncertowej, a ja szczęśliwie zdążyłem na ulubione Elephant, najbardziej znane Trójkąty i kwadraty (w wersji angielskiej) i Nieznajomego. Jeśli dalej będzie rozwijał się w takim tempie, to szykuje się nam polski Bon Iver, trzymam kciuki.

Mikromusic - Kilka kawałków. Delikatny wokal Natalii Grosiak frapująco uzupełniał się z nienachalnym, smooth-jazzowym instrumentarium. Z kwestii pozamuzycznych, piosenkarka zaliczyła dość kompromitującą wpadkę, witając gdyńską publiczność słowami: ,,Dzień dobry Sopot".

Semantik Punk - Trzy utwory. Klasyczne darcie mordy w mathcore'owym stylu. Skład, występujący niegdyś pod nazwą Moja Adrenalina, poczynił chyba delikatny progres, choć osobiście przełomu w stosunku do ich koncertu z off-a nie odnotowałem.

Editors - Tom Smith w świetnej formie. Widziałem ich już po raz trzeci i w subiektywnej mini-tabelce ten występ zajmuje drugie miejsce. Stare kawałki wypadły świetnie, nowe raczej przeszkadzały, ale takie już uroki promocji płyty. Przekonałem się przynajmniej do SugarTwo Hearted Spider i Bird of Prey.

Savages - Agresywny żeński kwartet nie zawiódł. Jehnny Beth wrzeszczała i wiła się wśród jednostajnych świateł, próbując przekrzyczeć szum i rzężenie wypluwane na bieżąco przez jej post-punkowo ustosunkowane koleżanki. Załapałem się m.in. na I Am Here i Shut Up, więc wychodziłem zadowolony. Szkoda tylko, że Husbands wyrzuciły na koniec występu, gdy czekałem już na...

Blur - Najlepszy koncert dnia, okraszony wymarzoną setlistą! Najbardziej porwały mnie The Universal, Beetlebum, Coffee & TV, Country House, End of a Century, For Tomorrow i Under the Westway, choć tłum, co oczywiste, szalał najmocniej na otwierającym koncert Girls & Boys, a przede wszystkim na kończącym wszystko Song 2 (przebiegła masowa zagrywka, ale wyglądało to tak, jakby wielu ludzi znało/lubiło tylko te kawałki). Damon Albarn zaprezentował genialną dyspozycję, ale królem wieczoru został dla mnie Graham Coxon i jego gitarowe ornamenty i hałaśliwe przestery, które spotęgowały po stokroć siłę związaną ze studyjnym brzmieniem. Top 5 festiwalu!

Kendrick Lamar - Kilka kawałków. Świetne flow i kontakt z publicznością, chociaż, jak na mój gust, odrobinę za dużo podpierania się playbackiem. Setlista taka sobie (szczególnie bolesny brak Sing About Me, I'm Dying of Thirst), ale trafiłem przynajmniej na Bitch, Don't Kill My Vibe. Jeśli zaś chodzi o wyborne good kid, m.A.A.d. city, to wolę, mimo wszystko, odtwarzać je sobie wśród czterech ścian.

Crystal Castles - Podobnie jak cztery lata temu, znów wprowadzili open'erowy namiot w stadne otumanienie. Scena non stop mieniła się tysiącem mrugających świateł, blondowłosa Alice wydzierała się do mikrofonu, a uszy ulegały psychodelicznym atakom kolejnych hitów grupy, takich jak Baptism, Alice Practice, Plague czy Crimewave . Moje obawy się nie sprawdziły - nowe utwory miażdżą na żywo tak samo, jak te z debiutanckiego krążka (nawet najprostsze, jak Sad Eyes). Tradycyjnie zignorowali też bisa, ale ich zblazowaniu dodaje to nawet wiarygodności. Świetny koncert!


1/2 kawałki (chronologicznie) :
Patrick the Pan
Vienio (słysząc: ,,Gdy jestem smutny, lubię posłuchać sobie reggae", uciekałem w popłochu)
Terribly Overrated Youngsters

Prywatne Top 5 dnia :
1.Blur
2.Crystal Castles
3.Editors
4.Savages
5.Kendrick Lamar

2 komentarze:

  1. wszystko ok, ale alice się farbnęła na blond :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fakt, aż musiałem sprawdzić (https://www.youtube.com/watch?v=t0a6T4KFSM8), dzięki za czujność :)

    OdpowiedzUsuń