poniedziałek, 8 lipca 2013

Heineken Open'er Festival 2013, relacja - Dzień 2 (04.07)

Australijska siła.


XXANAXX - Klaudia Szafrańska i Michał Wasilewski bardzo ciepło rozpoczęli najchłodniejszy z festiwalowych dni. Chilloutowe brzmienie świetnie współgrało z czyściutkim, żeńskim wokalem, a moimi ulubionymi momentami stały się wykonania Hurt Me i singlowego I Disappear.

Sorry Boys - Poprawnie, ale bez rewelacji, zwłaszcza że lubię ich pierwszy album (z naciskiem na Chance i Hard Working Classes) i liczyłem, że nieco bardziej rozbudują brzmienie. Całkiem przyzwoicie wypadł za to nowy, zajeżdżający z lekka Kate Bush (ten refren!) kawałek, zatytułowany The Sun.

Tame Impala - Opady wisiały w powietrzu i, ku ogólnemu zniesmaczeniu, trafiło na Australijczyków. Paradoksalnie, ich psychodeliczne brzmienie i wizualizacje tylko na tym zyskały, kontrastując swym kolorytem z jednostajnym rytmem i szarzyzną spadających kropel. Jeśli chodzi o sam występ, to wyglądało to trochę tak, jakby Pink Floyd próbowali grać Beatlesów (wizerunek sceniczny Kevina Parkera i spółki do specjalnie oryginalnych akurat nie należy), oczywiście w wersji demo. Nie zmienia to faktu, że moje trzy ulubione kawałki wyszły im świetnie: odpowiednio Elephant, Feels Like We Only Go Backwards i Apocalypse Dream, więc niecierpliwie czekam na nagrania z dwóch pierwszych na youtube.

Nick Cave and the Bad Seeds - Najlepszy koncert festiwalu! Cave swoją charyzmą, wokalem, nieprzewidywalnością, doświadczeniem i talentem po prostu zmiażdżył młodszą konkurencję. Prawie wszystko było tu idealne:
1)Bad Seeds wznieśli sie na wyżyny (najbardziej brylował chyba Warren Ellis) idealnie operując ciszą i hałasem, tak, że spokojne i poruszające ballady zmieniały się gwałtownie w gitarowy jazgot rodem z najgłośniejszych longplayów Swans
2)setlistę skrojono w wymarzony dla mnie sposób i nieśmiertelne klasyki w stylistyce The Weeping Song, Red Right Hand i Into My Arms przeplatano nieustannie highlightami z nowej, przepełnionej wrażliwością płyty (choćby Mermaids, Jubilee Street czy Push The Sky Away)
3)pora koncertu (00.00) nadawała całemu przedsięwzięciu misterialnej otoczki, a ekspresja sceniczna Nicka Cave'a (modulowanie głosów w Stagger Lee to mistrzostwo świata) szybko wzniosła całą publiczność na jakiś trudny do opisania meta-poziom
Wyborne, katarktyczne widowisko.

1/2 kawałki (chronologicznie) :  
Miss God 
Please the Trees - sprawdźcie to - jedno z najgłupszych wejść w publiczność, z jakim się zetknąłem
Pianohooligan

Jak łatwo zauważyć, z większych rzeczy zignorowałem Arctic Monkeys (widziałem w 2009 roku i poza I Bet You Look Good on The Dancefloor w zasadzie nic się tam wtedy nie działo, a dodatkowo egzystencję skutecznie utrudniały piszczące nastolatki, których zresztą, przez ponowny dwupak z dramatycznie słabymi na żywo Kings of Leon, było w tym roku jeszcze więcej), Junip (podobnie, tyle że na offie 2011), wreszcie Matisyahu, Łąki Łan i Marię Peszek (do dziś nie wierzę, że jakimś cudem widziałem fragmenty jej koncertów aż 3 razy...).

I, gwoli ścisłości, tak, Cave z drużyną również pochodzą z Australii.


Prywatne Top 3 dnia :
1.Nick Cave and the Bad Seeds
2.Tame Impala
3.XXANAX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz