środa, 7 sierpnia 2013

Off Festival 2013, relacja - Dzień 3 (04.08)

Potężny finał.


Autre Ne Veut - 8/10
Złe dobrego początki, bo jak inaczej określić pięciominutowe spóźnienie  na Play by Play w dniu z być może najlepszym line-upem w historii off-a? Na szczęście Artur Ashin zrehabilitował się za setlistową przebiegłość równym i wysokim poziomem reszty występu, sprawiając, że hity w stylu Counting czy Ego Free Sex Free (wersja live poszukiwana) wybrzmiały na żywo jeszcze lepiej niż na świetnej przecież płycie.



Japandroids - ?/10 (dwa utwory)
Ewakuowałem się po kilku minutach. Rzekoma koncertowa siła Kanadyjczyków na mnie akurat nie podziałała.

John Grant - ?/10 (jeden utwór)

Fucked Up - 7/10
Totalnie porąbany noise z wyróżnikiem w postaci miotającego się wśród publiczności, roznegliżowanego frontmana, najwyraźniej dumnego ze swej pokaźnej masy. Co lepsze, ta groteskowa młócka trzymała naprawdę porządny poziom, a w uszach szumiało mi jeszcze kilka minut po (nieco przedwczesnym) opuszczeniu namiotu trójki. Namiastka pod tym linkiem.

Molesta - 5,5/10 (kilka utworów)
Nie był to poziom Kalibra 44 z Open'era, ale mimo okazjonalnej dawki banału pojawiały się momenty naprawdę godne uwagi. Szczególnie porwało Wiedziałem, że tak będzie, z absurdalnym wstępem w postaci Długości dźwięku samotności Myslovitz. Kawałek wypadł światowo i zdecydowanie poprawił moją finalną ocenę scenicznej ekwilibrystyki Vienia, Włodiego i Pelsona.

Thee Oh Sees - 6/10 (trzy utwory)
Duże podobieństwo do piątkowych Dope Body, tyle że jakość łomotu o wiele ambitniejsza. Sympatycy pogowania byli pewnie w swoim żywiole, ale mój organizm dawał nieśmiałe znaki, żeby oszczędzać się na potem (bardzo mądry). Oddaliłem się więc do strefy gastronomicznej, zajmując wraz z upolowanym jedzeniem i piciem możliwie optymalną pozycję do komfortowej recepcji reaktywowanej na off-a grupy...

Super Girl & Romantic Boys (kilka utworów)
Założenia udało się raczej zrealizować: powiew lat osiemdziesiątych był odczuwalny, a poza tym brzmieli prawie tak dobrze jak w studiu. Za jedyny niedosyt mogę uznać fakt, że Spokój słyszałem z drugiego końca festiwalu, a tego, czy byłem obecny na Zimnym dniu do teraz nie mogę zidentyfikować. Z uwagi na powyższy, wynikający z miejsca obserwacji (miasteczko festiwalowe) chaos, nie podejmę się cyferkowej oceny.

Deerhunter - 9/10
Współwinni największego festiwalowego dylematu (równolegle swój show prezentowali wyborni szwedzcy jazzmani z grupy Fire!). Planowałem na obie grupy poświęcić po pół godziny, a że bliżej miałem do sceny głównej, zacząłem od Bradforda Coxa z zespołem. Co też oni narobili! Wszystkie kawałki nabrały na żywo niesamowitej mocy i nie miało żadnego znaczenia czy były to nieśmiertelne klasyki (jak Agoraphobia i Helicopter) czy obficie eksponowane utwory z najnowszej Monomanii (choćby Back to the Middle i Dream Captain). Do tego - totalnie noise'owe zakończenie, mocarnie współgrające z szaloną grą świateł i niebezpiecznie zajeżdżające najlepszą możliwą drone'owatością... Coś pięknego. Gdyby jeszcze tylko zagrali Sailing, byłyby chyba prywatne rejony dziesiątkowe. I, tak, jak łatwo się domyślić, przez to wszystko w ogóle nie zajrzałem na Fire!. W takich okolicznościach ani trochę jednak tego nie żałuję.

Goat - 9/10 (kilka utworów)
Zasłuchiwałem się w ich płycie, ale nie spodziewałem się, że na żywo są aż tak rewelacyjni. W kategorii kolorytu (stroje, wizualizacje, choreografia) zdeklasowali wszystkich na tegorocznej edycji. Jaki ja byłem głupi, biegnąc po jakichś 20 minutach bukować już sobie idealne miejsce na My Bloody Valentine, na którym, jak się okazało, wcale nie było z przodu specjalnego ścisku... Na szczęście zaczęli zgodnie z numerkami indeksów na albumie i zaraz na początku wybrzmiało Diarabi (w ogóle, znaleźć swój kwadrans w jakości HD - bezcenne). Strasznie żałuję przegapienia najbardziej uwielbianego Goatlord (tzn. słyszałem, ale spod głównej sceny, więc się nie liczy). Jak tylko będą grali gdzieś w waszym pobliżu, to nawet się nie zastanawiać, energetyczny majstersztyk.

My Bloody Valentine - 10/10
Co tu pisać, na naszych oczach działa się historia. Prywatni bogowie wielu (choć sądząc po dość kompromitującej frekwencji - nie większości) offowiczów pojawili się w końcu na polskiej ziemi, dając koncert jaki pamiętać się będzie jeszcze bardzo długo. Stężenie hałasu absolutnie nie zawiodło, prowokując do bezwiednego rozbijania bulgocącej, noise'owej skorupy w poszukiwaniu znajomych motywów (pożarli nawet będące klarownym punktem odniesienia wokale!). Tym pozornie prostym zabiegiem zmanipulowali moją recepcję do tego stopnia, że nie poznałem chyba aż trzech kawałków. Ziemia drżała, uszy krwawiły, warstwy się przenikały, a plastyczne wizualizacje nieustannie napędzały ten trans. Oprócz Sometimes zagrali wszystko, na co czekałem, ale absolutnie zniszczyli mnie pod koniec, implementując w szczególnie wyczekiwane You Made Me Realise kilkuminutowego potwora, hałas w najczystszej postaci, stanowiący, jak podejrzewam, swoisty post-russolowski manifest, którym roztrzaskali moje zmysły w drobny mak. Ludzie zatykali uszy, a ja pałałem się tą kakofoniczną symfonią rozszarpującą jakiekolwiek uporządkowanie. W setliście pojawiły się też m.in. When You Sleep, Only Shallow, I Only Said, a nawet - drum'n'bass'owe Wonder 2. Na sam koniec pozdrowienia i wyrazy współczucia dla mieszkających nieopodal katowiczan, z pewnością znów posypią się pozwy o agresywne zagłuszanie ciszy nocnej;)

John Talabot - 8/10
Niezwykle przystępne w swej tanecznej delikatności zakończenie tegorocznego Off-a. Katalończyk umiejętnie operował własnymi przebojami (najbardziej wciągnąłem się w Oro y Sangre i When The Past Was Present), a świadomość, że to już mój ostatni koncert festiwalu kazała czerpać z niego ile tylko się da. Po jakiejś godzinie, melancholijny chillout został niestety zastąpiony przez... stukot pędzącego pociągu. Ale nic to, do zobaczenia za rok!

TOP 5 DNIA :
1.My Bloody Valentine
2.Deerhunter
3.Goat (20 minut)
4.Autre Ne Veut i John Talabot - ex aequo



TOP 15 FESTIWALU :
1.Bohren & der Club of Gore i My Bloody Valentine (niczym yin i yang)     - ex aequo

3.Deerhunter     Nite Jewel and Peanut Butter Wolf     Goat     - ex aequo

6.Blondes     Godspeed You! Black Emperor     The Soft Moon     Zeni Geva     - ex aequo

10.Autre Ne Veut     Shackleton     John Talabot     - ex aequo

13.Buke and Gase     Laurel Halo     - ex aequo

15.Holy Other




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz