wtorek, 30 października 2012

Heineken Open'er Festival 2011 - Dzień 2, relacja

01.07.2011 PIĄTEK
Ku uciesze wszystkich, praktycznie cały czas lało i wiało.

Twilite – To nie ich wina, ale bardziej niż na muzyce byłem skupiony na zmianie stanu skupienia z ciekłego na stały. Z tego, co zdołałem wyłowić resztką koncentracji, w określeniu polscy Kings of Convenience jest pewne ziarno prawdy. Mimo ciepłego brzmienia (skontrastowanego z depresyjną warstwą liryczną) duet ma jednak jeszcze nieco do poprawy, by zbliżyć się do KoC. Ma też inną rzecz – duży potencjał.

Karbido – Z projektem ,,Stolik”. Widziałem już kiedyś na Woodstocku, ale w kameralnym Alter Space podobało mi się dużo bardziej. Twór tyleż oryginalny, co do docenienia w intymnej atmosferze, a muzycy (wraz z tytułowym stolikiem) rozstawieni w centrum siedzącej wokół nich publiczności taką właśnie wytworzyli. Wyjątkowy koncert.

D4D – Okazja do wyschnięcia. Ich żonglerka agogiką pozwalała docenić utwory na rozgrzanie, choć drażniły mnie trochę charakterystyczne dla grupy, wulgarne wizualizacje.

Brodka – Materiał z ,,Grandy” (plus kilka przerobionych, starszych kawałków) na żywo spisał się całkiem nieźle, porywając do tańca naprawdę liczną część audytorium. Pytanie tylko, czy skakali z powodu okropnego zimna, czy entuzjazmu dla artystki. Do słynnego już momentu ,,a cappella” nie dotrwałem, ale to, co widziałem, jak najbardziej na plus.

British Sea Power – Ogromna widownia skryła się w tencie (duży namiot) przed kolejną ulewą, BSP miało więc ogromną szansę. Scena przyozdobiona w stylu lasu birmańskiego, mającego zaatakować, tyle że muzyką. Spod gałązek wyszli muzycy, za nimi (sic!) pojawił się wielki koń pędzący na 3 nogach… I gdy nastrój prowokował wzrost oczekiwań i dałem się wciągnąć w pułapkę zainteresowania tym, co zaraz się stanie, zaczęli grać. Łatwo się chyba domyślić, że było, delikatnie mówiąc, średnio, a co więcej, dla urozmaicenia tego czasu przeciekający dach zaserwował mi torpedowanie zdecydowanie przerośniętymi kroplami deszczu.

Pulp – Koncert-poezja, koncert wzorcowy, koncert genialny! Słuchając i oglądając (kooperacja zmysłów wręcz niezbędna) Jarvisa Cockera, jego gestykulację, miny, miotanie się w tej cholernej ulewie, zapominało się o wszystkich mankamentach. Facet zabrał nas w kosmos. Na pewno jeden z najlepszych koncertów, na jakich byłem w życiu!
,,Disco 2000" rozniosło Babie Doły. Oprócz tego zmiażdżyły: ,,Do You Remember the First Time?”, ,,Mis-Shapes”, ,,Something Changed”, ,,F.E.E.L.I.N.G.C.A.L.L.E.D.L.O.V.E”, ,,Underwear”, ,,This Is Hardcore”, kanoniczne ,,Common People” i dużo, dużo więcej. Coś pięknego!

Cut Copy – Odrobinę się spóźniłem. Australijczycy rozkręcili w namiocie solidną potańcówkę. Z ich płyt najbardziej lubię ,,In Ghost Colours” i, tym samym, przy kawałkach z tego krążka uciechę miałem największą (,,Lights and Music” - rewelacja, ,,Hearts On Fire” - również). Ku mojemu zdziwieniu, utwory z najnowszego ,,Zonoscope” koncertowo też pokazały pazur. Świetne post-Pulpowe katharsis.

Crystal Fighters – Godzinne tany pod sceną w rytm eklektycznej gatunkowo, nazwijmy to: tanecznej indie-elektroniki osadzonej w hiszpańskiej stylistyce. Rozstrzał od energicznego ,,Follow”, po zmierzające non stop do kulminacji ,,Plage” spisał się na medal – w zasięgu mego wzroku nie było nikogo, kto stałby w miejscu, a takie właśnie było zadanie zespołu.

Po rankingu wnioskując - dzień-dyskoteka: 1.Pulp 2.Cut Copy / Crystal Fighters 4.Karbido 5.D4D / Brodka.  Na 5 miejscu wylądowaliby pewnie Foals, ale byłem tylko na 3 kawałkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz