wtorek, 30 października 2012

Heineken Open'er Festival 2011 - Dzień 4, relacja

03.07.2011 NIEDZIELA
Ostatni z festiwalowych dni.


These New Puritans – Slot o 19.00 zabił ten koncert. Lubię w TNP specyficzną sekcję dętą, która i tym razem się spisała, zdecydowanie górując nad wokalem. Próby mrocznego/depresyjnego brzmienia przy wpadającym z zewnątrz słońcu nie miały jednak prawa się udać i wszystko (wraz z mającymi budować nastrój dłużyznami) wyglądało dość groteskowo. Chcę ich kiedyś zobaczyć w okolicach 1 w nocy.

The Wombats – Koncert-wzorzec indie rockowej przeciętności. Do tego, jedyne 2 kawałki, które w miarę lubię (,,Movin’ to New York” i ,,Let’s Dance to Joy Division”) wyrzucili na sam koniec setlisty, przez co załapałem się tylko na pierwszy z nich. A, no i szacunek dla jakiejś piszczącej fanki, która robiła to tak głośno, że zagłuszała momentami zespół.

James Blake – Blake, jak na skromnego i empatycznego kapitana przystało, zabrał nas na swoją łajbę w podróż po morzu leniwie rozbudowywanych kompozycji. Z krain i wysp, które mijaliśmy, najbardziej zauroczyły mnie ,,CMYK”, ,,Limit to Your Love” i ,,The Wilhelm Scream”.

The Strokes – Wreszcie rockowy koncert na poziomie! Wszystko oparte na starej, definiującej lata sześćdziesiąte zasadzie: im prościej, tym weselej. Melodyczne (ale z pazurem) kawałki na zasadzie zwrotka-refren, trochę gitar, nonszalancki wokal Juliana Casablancasa i banalne wizualizacje trafiające w serducho. Czego chcieć więcej? Ano, świetnej setlisty. Tanecznych torped nie brakowało, a zespół zaserwował nam jedno wielkie ,,Greatest Hits”, że wymienię tylko : ,,Reptilię”, ,,Last Nite”, ,,Someday”, ,,Hard to Explain”, ,,Juicebox”, ,,Under Cover of Darkness” czy ,,You Only Live Once”. A moim osobistym faworytem stało się ,,Automatic Stop”. Fragment (,,Wait, I’m gonna give it a break…”), w którym wokal figluje z melodią, boski!

Hurts – Drażni mnie patos i tanie chwyty, ale wyłączając subiektywne uprzedzenia, przyznaję, brzmią nieźle i mogliby, choć coś czuję że tak jednak nie będzie, stać się maszynką do chwytliwych singli. Końcówka koncertu była kwintesencją moich obaw, ale od początku. Chronologicznie wygląda to tak : zdolni muzycy, którzy mogliby nagrać masę fajnych, revivalowych kawałków obierają sobie za target wpatrzone w nich jak w obrazki nastolatki. Nastolatki = tematyka dla nastolatek = moje cierpienie z powodu jako takiej znajomości angielskiego. Przyjemny motyw muzyczny znów mnie kusi, jednak patrząc na telebim i nieświadomie analizując słowa, kolejny raz przegrywam. Znów walczę, zmieszany podnoszę wzrok, a tu Theo Hutchcraft macha biało-czerwoną flagą, by po chwili na ekranach wyłonił się obraz hipnozy totalnej i setek rozmarzonych dziewczyn powtarzających pewnie w myślach "looove, looooove”. <skup się na muzyce>. Nie da się. I tak w kółko. Pora sprawdzić co na głównej.

M.I.A. – Ee, co to było? Miał być koncert, był performance, do tego nieudany, choć cierpliwie czekałem, aż coś w końcu drgnie. Maya pokazała kilka razy siłę głosu, ale oprócz trybalistycznych wygibasów i cudacznych eksperymentów było to w sumie wszystko, może poza ładnymi wizualizacjami. W kategorii plemiennych potańcówek o niebo lepsi byli chociażby The Very Best (Off Festival 2010) czy Buraka Som Sistema (Open’er 2009).

Deadmau5 – Kooperacja pięknych wizualizacji z żywiołowymi kawałkami złożyła się na udane zakończenie Open’era. Człowiek-mysz, z perspektywy swojego magicznego sześcianu, po profesorsku dyrygował przetrzebionym już mocno (z racji późnej godziny) tłumem. Było oczywiście parę dłużyzn, nie podobał mi się też za bardzo fragment z Sofi, która wykonała 2 kawałki, wyrywając mnie z refleksyjno-tanecznego (sic!) nastroju. Co do setlisty, świetne ,,Raise Your Weapon” z dubstepowym podkładem, genialne ,,Moar Ghosts n’ Stuff”, jajcarskie ,,Windows Error”/,,Something Things Get, Whatever”, klimatyczne ,,I Remember” i w końcu, zagrany na pożegnanie majstersztyk, czyli ,,Strobe”. Najlepsze zamknięcie dużej sceny festiwalu od 2008 roku i arcymistrzowskiego występu The Chemical Brothers. A Joel Zimmerman to przesympatyczny koleś.

Oprócz tego, na przestrzeni tych czterech dni widziałem też :

4 kawałki : Caribou, Chromeo, Neony
3 kawałki : Foals, Kate Nash, Małe Instrumenty, Paristetris
2 kawałki : Cuba de Zoo, Enej, Fat Freddy’s Drop, FONOVEL, Gooral, Paolo Nutini, Pogodno, Sistars, Spięty, Vavamuffin, Youssou N’Dour
1 kawałek : Abraham Inc. (ulewa i szybka ewakuacja), Ailo in head, new new, Peter J. Birch, PFK Kompany, REBEKA, R.U.T.A, Sedativa

Ale to oczywiście za krótko, by te występy oceniać.
Serdeczne pozdrowienia dla spóźnionego prawie 100 minut Big Boia <elo>

Kończąc:
Prince, Pulp, Deadmau5, The Strokes - rewelacja. 

The National, Jazzpospolita, Tides From Nebula, The Twilight Singers, Cut Copy, Crystal Fighters, James Blake, Grabek, Contemporary Noise Sextet, Coldplay, Primus i Two Door Cinema Club - naprawdę dali radę.

Po kilku kawałkach sądząc, dobrymi koncertami uraczyli też Caribou, Chromeo, Fat Freddy’s Drop, Foals, Gooral czy Spięty.

Bardzo udana edycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz