środa, 31 października 2012

Off Festival 2011 - Dzień 2, relacja

6 SIERPNIA – SOBOTA
Królestwo klasyki.


Olivia Anna Livki – Z perspektywy zacienionych ławek. Dobry wokal i sporo charyzmy. Czasem warto przewinąć się przez polsat.

Muariolanza – Oj. Nie chcę być złośliwy. Może po prostu to nie był ich dzień, bo nagrania live z innych koncertów mają bardzo fajne.

D4D – Bardziej podobał mi się ich występ na Open’erze. Nie chwyciłem klimatu.

Dry The River – Jeden z ostatnich koncertów grupy przed wypłynięciem na szerokie wody. Miła dla ucha kooperacja między wokalistami, przystępne brzmienie i cwane bazowanie na skrajnych emocjach powinny doprowadzić ich daleko. Oby tylko nie zapomnieli o pierwiastku artystycznym.

Blonde RedheadRozczarowanie. Po co to całe wydziwianie, zupełnie odbiegające od niepowtarzalnego brzmienia z albumów? Nie lepiej wyeksponować, jak tylko się da, jedyny w swoim rodzaju głos Kazu Makino? Co to za nagłośnienie? Gdzie było ,,Elephant Woman”? W zasadzie, tylko ,,Dr. Strangeluv” i ,,23” zabrzmiały rzeczywiście dobrze, bo to po prostu kawałki nie do spieprzenia. Jak na oczekiwania, zdecydowanie za mało, szkoda.

Kury – Jak najbardziej pochwalam koncept związany z Polovirusem. Przeplatanie badziewnych (inaczej określić ich nie sposób) motywów z techniczną wirtuozerią przyjęło tu chyba optymalny wymiar. Do tego kilka songów jest autentycznie zabawnych. Tak czy siak, moje nastawienie do koncertu było raczej sceptyczne i szybko utwierdziłem się w przekonaniu, że jeśli już – to studyjnie, choć wokal Tymańskiego i wczucie w ,,Dlaczego”, czy też wyśpiewane z tłumem ,,Szatan szataaan”, oczywiście, przepyszne.

Gang Of Four – Mimo pewnych przetasowań w składzie, wszystko wciąż brzmi spójnie i z wykopem. Żałuję tylko, że nie byłem na całości. Tegoroczne Gang of Four > zeszłoroczne The Fall.

Destroyer – Koncert świetny… o ile nie spoglądało się na scenę. Nie wiem, czy Daniel Bejar był pod wpływem, czy tak wygląda jego ekspresja sceniczna, ale zachowywał się co najmniej dziwnie.Niemniej,  ,,Suicide Demo for Kara Walker” nucę sobie do teraz.

Primal Scream – ,,Screamadelica” zabrzmiała potężnie. Doskonałe nagłośnienie dublowane estetycznie przez hipnotyczne wizualizacje umiejętnie wsysało w klimat tego, jakże eklektycznego, krążka. Moje koncertowe highlighty to: Movin’ On Up i Higher Than The Sun. Żeby jeszcze tylko zagrali coś z XTRMNTR

Suuns – Dynamiczny występ, który porządnie wszystkich rozruszał. Podziękowania dla zespołu, że zaczął od moich ulubionych kawałków (,,Arena”, ,,PVC”), dzięki czemu mogłem po mniej więcej połowie zajrzeć na scenę leśną, gdzie swoje show rozkręcił już w najlepsze…

Dan Deacon – Radosne, interaktywne widowisko. Urozmaicane przez dynamiczną grę świateł angażowanie publiczności w niekonwencjonalne festiwalowo zabawy było bardzo przyjemnym zwieńczeniem drugiego z festiwalowych dni.

Na Polvo i Kode 9 nie miałem już sił, ale gdyby tylko przyszło mi iść na odwołany Bohren & der Club of Gore, zaraz by się znalazły…

Z różnych przyczyn przeoczyłem też Xiu Xiu, Mołr Drammaz, YACHT, Neon Indian, Barn Owl, Gable.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz